Powinnam zacząć kończyć pakowanie.
Pakowanie to moja słaba mocna strona.
Trwa na ogół tygodniami, dopóki nie zakończy go jakiś radykalny deadline. I niekoniecznie chodzi o zejście pakowacza na zawał, a potem wylew, a potem jeszcze raz te same przypadłości, ale w odwrotnej kolejności.
Perfekcjonista bowiem zawsze chce doprowadzić dzieło do końca. W przypadku pakowania oznacza to zmieszczenie we wszystkie posiadane torby (jako córka byłej właścicielki sklepu z torbami mam ich trochę) całego mieszkania, z pominięciem mebli i gniazdek.
Jeśli wyobrazicie sobie chaos kosmiczny, a pośród niego maleńką rakietkę, unoszoną przez chmurę meteorów, odda to w jakiejś niewielkiej części obecną moją sytuację.
Dlatego postanawiamy udać się na ognisko proszone, mimo że logika nakazywałaby przejście od prania do wkładania do toreb.
*O ile na wyjazd pakowała was żona. (W.Irwing)
Jedyna fajna strona pakowania jest taka, że uwieńczeniem jest wyjazd z domu. I tego się trzymajmy :-) Ja też jestem w proszku. A wyjazd tuż tuż.
OdpowiedzUsuńUcieleśniamy nową kategorię kobiet w proszku:)
OdpowiedzUsuńAle dobrze, żeście wyzdrowieli na czas.
Kobieta instant :-) Nalewasz wody i musi działać!
OdpowiedzUsuń