Na tego bloga natknęłam się w sieci dwa miesiące temu, gdy po głowie chodziło mi, że czas w końcu wpaść na jakiś bardziej wyrazisty pomysł na siebie w aspekcie tak zwanej kariery. Czytałam skrupulatnie od pierwszego wpisu, nie mogąc się oderwać. Bo to historia niezwykła, przejmująca, nietuzinkowa. Na którymś w końcu miesiącu wpisów wpadłam na pomysł, że jako tłumacz mogę odegrać w tej historii jakąś małą, pozytywną rolę. Moja oferta spotkała się z entuzjazmem i zostałam poproszona przez Autorkę tego bloga o pomoc tłumaczce przysięgłej z Gdańska w przetłumaczeniu wpisów do końca na angielski.
Piszę o tym nie z chęci pokazania się, jaki porządny ze mnie człowiek, bo znam swoje wady i zalety (do jednych i drugich trudno mi się przyznawać, ale daję radę). Nie chodzi też o niezdrowe emocjonowanie się i to zabobonne poczucie ulgi, że dzięki Bogu nie mnie spotkały te wypadki, a kysz, a kysz! Bardziej zależy mi na tym, by Czytelnik tam zajrzał. Myślę, że to historia warta poznania, bo każdego może nauczyć czegoś ważnego. Przyznam, że gdy biorę na warsztat osobiste przecież wyznania Autorki, mam wrażenie, że uczestniczę w czymś wyjątkowym i niepowtarzalnym. I mam nadzieję, że cząstka wewnętrznej siły tej kobiety udziela się i mnie.
Pasjonującej lektury.
PS. Moja tak zwana kariera zawodowa nadal jest kwestią otwartą - ale bądźmy szczerzy, są wakacje, a co ma wisieć, nie utonie!
Śledzę tę historię od jakiegoś czasu. Znalazłam ją w konkursie blog roku 2010, wtedy też w ogóle zaczęłam czytać blogi. Kibicuję po cichu i przeżywam wzloty i upadki, nie tylko Mamy Laury. Myślę, że to pomaga i mnie czasem "ogarnąć się" po prostu.
OdpowiedzUsuńPowodzenia.
Przynajmniej praca nie bez sensu i nie po nic.
Tak, widziałam odnośnik u Ciebie na blog rollu i pomyślałam, jaki świat jest mały:)
OdpowiedzUsuńTrafiłam tam tydzień temu,klikając na linka u grypy właśnie :-) Nie mogłam powstrzymać łez. Kobieta ma w sobie olbrzymią moc. Kibicuję również!
OdpowiedzUsuńJasny gwint. Ja mam DOŚĆ tej własnej i cudzej kobiecej olbrzymiej mocy, choć do mamy Laury mi daleko. Jestem za przywróceniem kary tortur dla nieodpowiedzialnych dupków - dawców nasienia, lekarzy lekkoduchów, i w ogóle.
OdpowiedzUsuń@domnie - Podoba mi się jej przekonanie, że nie ma rzeczy niemożliwych, przy jednoczesnej zdolności do przyjmowania pomocy. Łatwiej byłoby bowiem zjechać w depresyjny dołek.
OdpowiedzUsuń@Anonimowy - no tak, mało słychać o samotnych ojcach z ciężko chorym dzieckiem.
Była taka jedna kara w Średniowieczu: przytwierdzano gwoździem przyrodzenie do balustrady mostu i dawano do ręki tasak.