czwartek, 14 lipca 2011

veni, vidi

Zajeżdżamy na wieś wczoraj w nocy.

Exodus z gierkowskiego M był już wysoce upragniony, ponieważ dzieci zaczęły budować obiekty latające z krzeseł i pościeli. Przejścia przez salon w związku z powyższym nie było, wziąwszy pod uwagę dyskretną obecność dwóch suszarek na pranie.

Na wsi suszarek na pranie brak, więc ciągnę sznurek przez kuchnię, by dosuszyć do rana to, co w mieście wyschnąć nie zdążyło. Zamierzam bowiem zapalić pod kuchnią węglową. Idziemy więc z boskim w noc do szopy po drewno, zaopatrzeni w dwie latarki turystyczne, jak na miastowych przystało. A tam warczy zwierzyna, grucha i pochrumkuje, i nie wiemy, kuny to, sowa, czy inny zwierz. Znaleziona w szopie onegdaj mumia kota dowodzi, iż jakaś zwierzyna, w odróżnieniu od nas, mieszka tu na stałe.

1 komentarz: