poniedziałek, 4 lipca 2011

genius loci*

A palimy tutaj w piecu całe dawne gospodarstwo rolne. Jest dach stodoły, stary dach domu, drzwi jakieś,  a nawet domek dla ptaków z zabawnym okienkiem pośrodku.

Wszystko pamiątki po tym, czym niegdyś było to miejsce zanim zamieniło się w porośnięty trawą sad i  lasek sosnowy. Boski Andy jako dziecko większość wakacji spędzał okrakiem na ścianie stodoły, rozbierając ją cegła po cegle.
Z dawnego zaś wiejskiego domu dziadków powstał dom letni, umeblowany jak z epoki PRL fornirowanymi szafami i regałami, za to z ogromną, nowoczesną kuchnią z akcentami country. Wyrzucona do niej z ciasnego kącika kuchennego w M (dwa metry na dwa, w tym dwie  ściany z drzwiami; opierając się plecami o lodówkę można zmywać naczynia w zlewie naprzeciwko), sama siebie szukam w tej ogromnej przestrzeni. A przecież jeszcze za ścianą spiżarnia, wielkości dwóch moich małych kącików kuchennych.

Najbardziej reprezentatywny pokój oryginalnie był stajnią, w której dostawiono wewnętrzną warstwę cegieł, zaś pięknie wysklepiony sufit obito boazerią. To tam jest kominek, w którym pali się stodoła. Rżenia koni nie słychać.

*Pozostaję wdzięczna Autorce Wieczornego za inspirację.

2 komentarze:

  1. Znow zrobiłam drożdżowe z kruszonką.
    wieczorny

    OdpowiedzUsuń
  2. Życie bez kruszonki nie miałoby tego samego smaku.

    OdpowiedzUsuń