A palimy tutaj w piecu całe dawne gospodarstwo rolne. Jest dach stodoły, stary dach domu, drzwi jakieś, a nawet domek dla ptaków z zabawnym okienkiem pośrodku.
Wszystko pamiątki po tym, czym niegdyś było to miejsce zanim zamieniło się w porośnięty trawą sad i lasek sosnowy. Boski Andy jako dziecko większość wakacji spędzał okrakiem na ścianie stodoły, rozbierając ją cegła po cegle.
Z dawnego zaś wiejskiego domu dziadków powstał dom letni, umeblowany jak z epoki PRL fornirowanymi szafami i regałami, za to z ogromną, nowoczesną kuchnią z akcentami country. Wyrzucona do niej z ciasnego kącika kuchennego w M (dwa metry na dwa, w tym dwie ściany z drzwiami; opierając się plecami o lodówkę można zmywać naczynia w zlewie naprzeciwko), sama siebie szukam w tej ogromnej przestrzeni. A przecież jeszcze za ścianą spiżarnia, wielkości dwóch moich małych kącików kuchennych.
Najbardziej reprezentatywny pokój oryginalnie był stajnią, w której dostawiono wewnętrzną warstwę cegieł, zaś pięknie wysklepiony sufit obito boazerią. To tam jest kominek, w którym pali się stodoła. Rżenia koni nie słychać.
*Pozostaję wdzięczna Autorce Wieczornego za inspirację.
Znow zrobiłam drożdżowe z kruszonką.
OdpowiedzUsuńwieczorny
Życie bez kruszonki nie miałoby tego samego smaku.
OdpowiedzUsuń