czwartek, 21 lipca 2011

rozdarły się majtki na maszcie: "ziemia, ziemia!"*

Synoptycy zalecają w ciągu najbliższej doby w zachodniopomorskim nie wychodzić z miejsc pobytu, ponieważ wkrótce spadnie kilka hektolitrów deszczu.

Dobrze, że odwiedziliśmy dziś księgarnię - cieszy mnie moja własna przezorność (choć z drugiej strony, nigdzie nie mogę znaleźć przezornie przywiezionych z domu klamerek na pranie - a przydałyby się do wieszania na sznurach produkowanych przez dzieci malowanek wodnych).Skakanka czyta w każdej chwili wolnej od wychodzenia z wagonu, i czyż nie jest to fantastyczny widok?

Wieczorem wychodzimy jednak na falochron, i zupełnie tego nie planując, płyniemy w rejs stylizowanym okrętem pirackim. Wygląda zupełnie jak Her Majesty's Ship Surprise z "Pana i władcy - Na krańcu świata", tylko Russela Crow nigdzie nie widać. I upajam się własną odwagą, że dla przeżycia z dzieciakami przygody, wchodzę na pokład mimo panicznego lęku przed głęboką wodą oraz chorobą morską. I jest fantastycznie, na drugie powinnam mieć "Róża Wiatrów", a Brat Bliźniak - "Wilk Morski" czy jakoś tak.

A wody będzie przecież wkrótce będzie pod dostatkiem. Z hydro-newsów mam jeszcze ten, że dziś jeden z uprzejmych wczasowiczów zamontował mi w wagonie podgrzewacz przepływowy, w miejsce niesprawnej termy. Leci ciepła, nie posiadam się z radości - zupełnie jakbym miała apartament w Gołębiewskim.

Ahoj - pozdrawiam Drogie Szczury Lądowe!

*Tomasz Sauter, "A może na jeziorze". Czytałam w wieku lat nastu, zostało w pamięci na zawsze (gorzej z pamięcią o tym, co robiłam wczoraj. Ale od czego jest blog?)

2 komentarze: