środa, 6 lipca 2011

work-life balance

I znowu brak słońca na dzień dobry, w zastępstwie pozostaje kawa, ciasto z porzeczkami i Niedźwiedź w Trójce. Spisują się świetnie.

Jeszcze zostało pięć dni, a ja już wietrzę koniec urlopu w obecnej swej formie, przeprowadzkę z tych przestrzeni pałacowych (cały nasz salon zmieściłby się tu w przedpokoju) z powrotem do gierkowskiego M. Melancholicy bowiem celebrują koniec na długo przed jego nadejściem.

Co za szczęście, że boski Andy przynajmniej żyje chwilą. Choć trzeba przyznać, że jednej nocy przez sen bardzo wyraźnie wydawał polecenia służbowe (obudziły mnie w głębokiej czerni, bo tu brak ulicznych latarni), a dzisiejszy sen Boski spędził w towarzystwie kolegi z pracy, który przyjechał w odwiedziny tu na wioskę.

To ja idę po kawę. I ciasto. Pozdrawiam wszystkich przykutych do biurek, myślę o Was ciepło i błagam, nie miejcie mi za złe tej idylli w stylu country!

5 komentarzy:

  1. widzę, że kolejna wzmianka o metrażu i przestrzeni/zieleni
    może już czas na własną daczę
    z zachowaniem tego gniazdka w centrum miasta i jednocześnie ucieczką na weekendy, na długie weekendy, na całe tygodnie, na stałe(?) pod miasto

    bo znajomi znajomych sprzedają ziemię - jakby co...

    OdpowiedzUsuń
  2. Czy i tu dopadły mnie reklamy google? ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. To jeszcze nie google to tylko ja
    mero :)

    OdpowiedzUsuń
  4. to jakby ktoś chciał projekt domu to służę ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. No tak, Bartek to mógłby nawet Taj Mahal... Tylko czy Mero ziemi wystarczy?

    OdpowiedzUsuń