Wychodzi słońce, widzę przez kuchenne okno. W kuchni kaflowej wygasa, w kominku podobnie, a drewna w te ostatnie dni spaliliśmy sporo. Uwierzyłam już, że wybraliśmy się na jakiś polski biegun zimna i przestaniemy w ogóle wychodzić do ogrodu, spędzając czas od śniadania do kawy i ciasta, potem obiadu, kawy i ciasta (potem już z górki do kolacji). Przed południem zjedliśmy jednak ostatni kawałek placka z porzeczkami i - na szczęście - dwie godziny później nastąpiło zapowiadane już na wczoraj przejaśnienie.
Jasno przynajmniej na tyle, żeby wyjść i nazbierać porzeczek na nowy placek.
Całe szczęście, nie tylko ja się tak pasę.
OdpowiedzUsuńwieczorny
Właśnie wyjęłam z piekarnika nowy placek z porzeczkami.
OdpowiedzUsuń