W sjeście jest się zawsze jak w oku trąby powietrznej - cisza i spokój, jak gdyby nigdy nic. Gdy spadają na mnie tłumaczenia, lekcje, terminy i przeziębienia, Kydryński nadal o Chrisie Botti, Richardzie Bona, Carlosie do Carno i Dianie Krall, niezmiennie od miesięcy i lat. Zmartwieniem mu jedynym obecnie wydaje się brak słońca, ale niewielkim, bo wszystko wynagradza portugalski szept i nowa płyta Stinga. Spizarnia na zimę pełna przytulnych dźwięków, jak sam zapewnia z charakterystyczną swą wadą wymowy. I gdy słucham, to się zgadzam, po prostu Kydryńskiemu wierzę. I myslę, jak dobrze, że są na świecie ludzie, którzy kochają to co robią, dla przykładu słuchają muzyki i puszczają ją w radio, i nawet to "r", które Kydryńskiemu nie bardzo po drodze, nie stanowi zadnego przeciwskazania.
Wokół wiruje odwlekający się szpital, dziury w budżecie i zębach Skakanki, uczniowie i klienci detaliczni oraz inżynierskie toporne frazy. U Kydryńskiego na Boze Narodzenie śpiewa Sting. Posuchajcie sami, link obok w szafie grającej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz