niedziela, 18 października 2009

wolny zawód

Podobno są tacy, co mi zazdroszczą wolności zawodu, ale wolność ta jest zawodna. Ceną za nienormowany czas pracy jest telefon służbowy, który dzwoni szczególnie często od piątku wieczór do niedzieli po południu, oraz zupełny brak telefonów od tych, z którymi próbuję się skontaktować od poniedziałku do piątku w kwestiach palących, nim rozpocznie się kolejny tydzień jesieni.
Dzwonią tez ze starej szkoły, z którą wewnętrznie wzięłam rozwód z powodów finansowych (brak pensji za czerwiec wydał mi się dobrym argumentem za). A jednak słyszę, jak im mówię, że się zgadzam i biorę kolejne grupy w centrum miasta. Okazuje się tez, ze gdybym chciała się dorobić sławy i pieniędzy, musiałabym nie bywać w domu popołudniami, wieczorami i w weekendy, a dzieci kochać tylko na zdjęciu w coraz grubszym portfelu.
Wybieram czytanie wieczorami doktora dolittle'a, powierzając finanse Opatrzności, w myśl zasady, że głupi miewają szczęście.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz