sobota, 31 października 2009

stowarzyszenie umarłych poetów

Po drodze słucham w P.D.James Mind to Murder o pisarzach, co mówią o pisaniu, lecz nie mają trzewii, by pisać. Wszystko więc jakby w klimacie nadchodzącego święta, z intelektualnym i tówrczym wypatroszeniem włącznie.
Widzę, ze tydzień wyssał ze mnie soki życiowe nie tylko dlatego, że był pracowity, ale że próbowałam osiągnąć perfekcję we wszystkich składowych mojej roli życia, czy tam życiowej roli, jak kto woli. Niestety, supermama wyklucza się z superbzinesłoman, a zadowolenie wszystkich dokoła - z osiągnięciem jako takiego poziomu satysfakcji własnej.
Jak balsam spotkanie w piwnicy uroczego lokalu. Z racji nadchodzącego święta, można by powiedzieć, że to zlot czarownic, ale przecież grono równie urocze. Justy bowiem nam się objawia z Manchesteru na kilka godzin, niczym kometa, więc korzystamy z okazji. Siedzimy w przy stoliku, zamieniwszy adidasy siatkarek na szpilki. Jem i piję, odganiam wieczorną senność, ale nie dzięki tej uczcie pewne części mnie jakby zmartwychwstają.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz