Wobec zapowiadanych niskich temperatur, wichur i zamieci, organizm mój najwidoczniej przygotowuje zapasy. Przyjemności podniebienia jesienią narzucają się szczególnie, a zwłaszcza upodobanie do kiełbasy i czekolady. Niepomna na niebezpieczeństwo niedopięcia się w spodnie, co właściwie jest już faktem po pierwszym miesiącu pracy umysłowej, konsumuję. Białe pieczywo z majonezem, ser camambert, kakao, budynie waniliowe oraz korporacyjne czekoladki boskiego Andy'ego w ładnym drewnaninym pudełku. I orzechy włoskie, których łupiny, mimo zamiatania, chrzęszczą pod kapciami.
Dziś ze Skakanką czytałyśmy o rozdymkach i stowrzeniach obłych; stwierdziłam, że podobienstwo nieprzypadkowe.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz