środa, 28 października 2009

the observer

W kazdej grupie mam takich, mam obserwatorów, nie ONZ czy UE, ale rodzimych.
Obserwator nie bierze udziału w lekcji, manifestuje brak zainteresowania oglądając swoje linie papilarne lub paznokcie, pocztę w telefonie, ścianę za moimi plecami. Najmłodszy obsrwator ma lat pietnaście, najstarszy trzydzieści pięć. Najmłodszego od przedszkola na angielski zapisuje mama i pacholę po prostu nie ma wyjścia, więc siedzi bite dziewięćdziesiąt minut czekając na koniec. Najstarszy prawdopodobnie należy do kadry menedżerskiej, zrobił siedem prezentacji w powerpoincie i wie lepiej ode mnie, jak się prowadzi lekcje. W odróznieniu od nauczyciela w szkole dysponuję skromnymi środkami przeciwdziałania, bo moja skuteczność mierzy się obecnością na zajęciach w przeliczeniu na dochód firm, z którymi współpracuję. Muszę zatem być miła jak liść babki na otarty naskórek.
Oglądam House'a, jedząc obiad, i słucham po ciemku jak pada deszcz. House znany jest z ignorowania norm społecznych. Przez moment zastanawiam się, co by było, gdybym spróbowała to robić sama.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz