Takie jeszcze do mnie przyjechały podkładki na stół, prosto z Londynu, z National Gallery - miejsca, w którym kiedyś chciałabym spędzić trzy doby z przerwami tylko na lunch i wyjscie do toalety. Z zeszłorocznego pobytu pamiętam rozpaczliwe poszukiwania Rembrandta pośród 2200 wystawionych płócien oraz uprzejme znaki pracowników muzeum, że już zamykamy.
Porusza mnie więc trafność tych upominków i to, ze je pokazuję, z tego faktu wprost wypływa, nie zaś z chęci pochwalenia się stylowym gospodarstwem domowym, gdyż takowego nie mam.
A jak ktoś ma ochotę zostać na herbatę, to podaję na takich. Tylko proszę nie rozlewać i nie kapać. Oczywiście żartowałam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz