piątek, 16 października 2009

words words words

Dzień zwisa od rana na włosku, dzieci w domu, gdyz przedszkole zamknięto, z nikim z pracy nie mogę się prozumieć, a tydzień trzeba zakończyć ustaleniami w sprawie grafików, podręczników i perspektyw współpracy, bo inaczej przyszły zacznie się od rana od kłopotów.
Za to z przyjaciółmi korespndencja kwitnie, choć bywa niewybredna, jako że próbujemy wspólnie przygotować dzień warsztatów, a nawet zaprosić gości ze stolicy. Jak Polacy z Wiezy paryskiej Prusa, którzy z początku wszyscy chcieli być dyrektorami, o co nawet pobili się i rozbiegli, spieramy się o pierdoły, choć i tu widać szeroki zasób intelektualnych mozliwości. Więc są wypowiedzi na forum, następnie listy, a następnie nawet telefony i istnieje szansa, że nie sełni się najgorszy scenariusz, który pięknie w krótkiej formie poetyckiej ujął kolega Borek:

ale jaja,
rozwiążmy się
zanim poznamy swoje pełne dane teleadresowe


Prawdopodobnie ten wiersz biały i wolny był efektem pośpiechu, ale po tej próbce byłabym gotowa autorowi wydać tomik i nie jest to tzw. ściema.
A pełny tekst arcy-zabawnego felietonu Prusa, którego fragmenty noszę w pamięci od lat jakiś osiemnastu, znajdziecie TU. To rozrywka najwyższej próby.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz